Piela: Ustawa 1981 to koza wzięta na warsztat
DoRzeczy.pl: Skąd pomysł na tegoroczne Plastusiowe Kalendarze?
Barbara Piela: To odpowiedź na prośbę plastusiowych fanów. Będzie cenną pamiątką najdziwniejszych czasów w historii, a podejrzewam, że na jednej edycji kalendarzy pandemicznych się nie skończy. Zaczęło się od „wytrzymajcie, to tylko 2 tygodnie”, potem przeszło do „dwóch dawek szczepionki, żeby zakończyć pandemię”, a w niektórych krajach zaszło już do „4 dawek rocznie, żeby wykarmić rodzinę”, więc to pewnie nie koniec.
Czym są cztery pory „roku pandemicznego”?
To taki obraz cyklicznego, związanego z porami roku, a więc i sezonową infekcją najmodniejszym wirusem, uprzykrzania nam życia.
Plastusiowych postaci jest coraz więcej. Kto obecnie zyskuje na popularności?
Plastusie są odbiciem tego, co aktualnie mam w głowie i przeważanie tego, czym żyje społeczeństwo. W ostatnim czasie to oczywiście pandemia i minister zdrowia z Radą Medyczną. Niedawno ulepiłam Djokoviča, a teraz kolej na Justina Trudeau. Opozycja zeszła na dalszy plan. Nie zajmuję się wyrywaniem chwastów, kiedy płonie cały sad. Zwłaszcza, że to nie opozycja go podpaliła, choć chętnie dolewa benzyny do ognia.
Nowy projekt weryfikacji covidowej zakłada obowiązek testowania pracowników raz w tygodniu i kary finansowe na tych, którzy zarażą innych pracowników. Jak ocenia Pani te rozwiązania?
Myślę, że nieźle się producenci testów obłowią. I myślę, że to szerokie pole do popisu dla cwaniaczków. Wystarczy z dodatnim testem w ręku wskazać nieprzetestowanego wroga z pracy jako źródło zakażenia i 10-15 tys. w kieszeni. Prowadzi to oczywiście do powstania kolejnych niezdrowych, opartych na agresji, złośliwości i donosicielstwie relacji i podziałów.
To taka koza wzięta na warsztat w odpowiedzi na wygenerowane przez media potrzeby niezorientowanej części społeczeństwa i oczywiście z uwzględnieniem interesów sprzedawców kóz. Wszystko dla naszego zdrowia. Na pewno będziemy czuć się lepiej i dziękować władzy po wyprowadzeniu kozy. Jeśli w ogóle ta koza 1981 zostanie wprowadzona, w co wątpię.
Coraz więcej państw np. Wielka Brytania, Irlandia czy Dania, rezygnuje z radykalnych restrykcji covidowych. Czy Pani zdaniem podobna sytuacja będzie możliwa w Polsce, a może zmierzamy w odwrotnym kierunku?
Widać, że my pandemii na razie nie kończymy: kwarantanna, wyjątkowo szkodliwa nauka zdalna, której miało nie być, forsowanie masowego testowania i zmodyfikowanej ustawy Hoca. Częściowo kopiowane są zachowania zachodnie, a częściowo wprowadzane własne. Wszyscy kozy wprowadzili, więc wprowadzimy i my, ale może zamiast czarnej jakąś brązową. Mamy się cieszyć, że nie jest tak źle jak u Niemców, gdzie wprowadzono wszędzie po dwie kozy, a jakby PO rządziło, byłyby na pewno po trzy. Wszystko na zasadzie robienia czegokolwiek, byle koza była i byle nie dała ludziom zapomnieć, że jest strasznie. Szkód wyrządzonych przez kozy się nie liczy, bo gdyby kóz nie wprowadzano, świat by się zawalił.
Tego, że wirus zmutował już do poziomu prawie kataru, i należałoby wrócić do normalności, nikt tam na górze już nie rozważa. Kto miałby na tym skorzystać, poza zwykłymi ludźmi, na których można zarobić, sprzedając im kozy, zwłaszcza gdy władzy korzystniej jest ludzi od siebie uzależnić? Ludzie, zwłaszcza ci przez lata PRL-u przyzwyczajani do życia w absurdzie, szybko adaptują się do nowych czasów. Jeśli będzie się im wmawiać, że krętą drogą idzie się najszybciej, to oczywiście nie uwierzą, ale zaakceptują, i pójdą na skróty. Zbuntują się dopiero wtedy, kiedy zabraknie im na chleb. Wtedy może władza pomyśli o dobru społeczeństwa, bo nie będzie miała innego wyjścia.